Poznałam go jesienią, albo zimą na przełomie 1986 /1987 roku. Ruchem Rodzin Nazaretańskich opiekował się wówczas ks. Tadeusz Dajczer, zwany między nami we wspólnocie „Ojcem” i ks. Andrzej Buczel zwany dla odróżnienia „Wujaszkiem”. Wiem, że ksiądz Andrzej był w seminarium uczniem ks. Tadeusza. Obaj byli kierownikami duchowymi całej wspólnoty RRN. Moim spowiednikiem był przez 5 lat ojciec Dajczer, stąd miałam mniejszy kontakt z „Wujaszkiem”. Co drugi tydzień, na zmianę z mężem brałam udział w spotkaniach niewielkiej grupy RRN. Późno wieczorem, w sobotę trwała często kilkugodzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu. Potem spotkania w salce, gdzie był obecny ks. Andrzej. Do dziś pamiętam jego skupioną twarz i pogodę ducha. Czuło się ciszę wewnętrzną tego kapłana. Ks. Andrzej brał udział w spotkaniach w Warszawie, Pruszkowie, Żeraniu i na koniec w Kościele Św. Franciszka na ul. Hynka, gdzie ostatnio był wikariuszem. Zwykle na zmianę z ojcem Tadeuszem przybywał wieczorem do kościoła św. Anny w Wilanowie. Wygłaszał tam do zebranych długie konferencje. Mówił bez kartki, spokojnie, wyraźnym, silnym głosem. W Kościele wśród zebranych panowała wielka cisza. Wiedzieliśmy, że ks. Andrzej kończy pisać pracę doktorką, że wykłada w warszawskim seminarium. W pewnym czasie ks. Tadeusz Dajczer przekazał opiekę, tzn prowadzenie Ruchu Rodzin Nazaretańskich dużo młodszemu od siebie księdzu Andrzejowi. Stało się to na spotkaniu animatorów w Sulejówku. Zapowiadały się dla Ruchu długie, spokojne lata, wszak moderator ks. Buczel miał chyba 40 – 41 lat.
Spokój nie trwał długo, wśród członków RRN rozeszła się wieść o szybko postępującej chorobie „Wujaszka”.
Całe swoje cierpienie ofiarował w intencji RRN. Zmarł nad ranem 5 grudnia 1994 roku. Przeżył 43 lata. Pogrzeb odbył się 12 grudnia 1994 roku.
Do tego krótkiego wspomnienia chcę dołączyć jeszcze długie fragmenty jednej z konferencji głoszonej przez ks. Andrzeja w Milanowie 3 maja 1991 roku.
(Ela Paszel)
„Można różnie się modlić. Chcę dzisiaj zwrócić uwagę na jeden rodzaj modlitwy. Na Adorację Najświętszego Sakramentu. „Z niecierpliwością oczekuję długiej Adoracji czwartkowej. Ludzie cisną się jeszcze na nabożeństwa, lecz zanikła umiejętność czuwania choćby godzinę z Jezusem”. (To fragment z książki „Pochwycona przez Boga”)
Dlaczego? Dlaczego Adoracja Najświętszego Sakramentu jest tak istotna w naszym życiu wewnętrznym? Bo jest to najpierw akt miłości wobec mojego Boga. To On mnie stworzył . On wciąż obdarza mnie swymi łaskami. Więcej. On żyje we mnie w moim sercu. To przecież On przychodzi do mnie w Komunii Świętej. Jest to moment niezwykły. Moment, w którym mam wprost fizyczny kontakt z Jezusem. Własnym językiem dotykam Jego Ciała. Nie może tu na ziemi być w większej bliskości człowieka z Bogiem. I to wszystko jest Jego zasługą. Ustanowienie Eucharystii. Zostawienie pamiątki Swojej męki. To wszystko jest wyrazem Jego miłości do mnie. Co mogę Mu w zamian za to dać? Moje dobre uczynki? Są jak kropla w morzu wobec Jego Miłości. To nie znaczy żebym się nie starał, to nie znaczy żebym przestał brzydzić się grzechem. Ale co to jest wobec Jego miłości? .. to moje staranie?… Nie… Przychodzę więc na Adorację. Przychodzę, by przed Nim trwać. Przychodzę by być z moim Oblubieńcem. On jest moim Oblubieńcem. On jest moim Ukochanym. Ja mam wszystko od Niego. Jest Adoracja aktem miłości, bo jest aktem wdzięczności. Miłość mierzy się wdzięcznością. Jestem niewypłacalnym dłużnikiem, niewypłacalnym. Nigdy się nie wypłacę. Do własnej śmierci się nie wypłacę. Przychodzę by przy Nim trwać. Przy moim Oblubieńcu. Przy Tym, który mnie ukochał. Przychodzę, by uczyć się miłości. Adoracja jest także aktem zawierzenia, aktem nadziei. Wołał św. Piotr niegdyś „Panie do kogoż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego”. Jest to nie tylko wołanie Piotra, także wołanie nasze. Bo tak naprawdę do kogo pójdziemy? Dobra tego świata odpadną w toku pogłębionego życia, albo w momencie śmierci. Bliscy znajomi też zostaną na tej ziemi w momencie śmierci. Nie pójdą za mną do grobu. To tak faktycznie do kogo pójdziemy, tylko do Niego. Jest więc Adoracja aktem zawierzenia. Aktem jakiegoś totalnego oddania się Panu. Nie muszę sobie nawet za każdym razem tego jakoś oddzielnie uświadamiać. To jest po prostu zawarte w samym trwaniu przy Najświętszym Sakramencie. Adoracja jest aktem pokory. Ten akt jest już widoczny w samej pozycji. Klęczę. Uniżam się przed Majestatem Wszechmocnego. Przychodzę tutaj jako słaby grzesznik czerpać siłę. Przychodzę jak celnik, który ma do powiedzenia – „Boże bądź miłościw mnie grzesznemu”. Przychodzę jako ktoś , kto na co dzień doświadcza własnej nędzy, by przepajać się Jego Miłością, Jego mocą. Przychodzę, bo wiem, a może więcej niż wiem, może już to odczułem egzystencjalnie, namacalnie, że sam z siebie naprawdę nie potrafię czynić dobra. Wszystko zawiera się w Adoracji Najświętszego Sakramentu. I nasza miłość i nasza nadzieja i nasza pokora. Jest Adoracja Najświętszego Sakramentu szczególnym momentem w naszej wierze. Może ona bardzo różnie przebiegać. Możesz, w zależności od poziomu życia wewnętrznego mówić do Pana, możesz rozważać. Jeśli nie sprawia ci to trudności, to rozmawiaj. Ale może być również inaczej. Może być tak, że nie potrafisz Mu nic powiedzieć. Jesteś pusty. Jakiś taki wyobcowany z tej nadprzyrodzoności. To trwaj. Po prostu trwaj. Nie musisz nic mówić. Wystarczy, że jesteś. Adoracja jest znakiem wiary, że On jest. I jest najważniejszy w Twojej Adoracji. Abyś wierzył, że On jest. To zupełnie drugorzędna sprawa, czy będziesz mówił. Ty po prostu trwaj. On jest i kiedy tak przeglądamy dzieje duszy poszczególnych świętych, to zauważymy to niezwykłe umiłowanie Adoracji… Nie musisz doznawać pociech. Może twoja Adoracja być bardzo różna. Może być tak, że wyjdziesz pokrzepiony, jakiś taki odrodzony, jakiś taki inny. Ale może być też inaczej, że wyjdziesz stwierdzając, że nic ta Adoracja ci nie dała. Może być ci nawet trudno na Adoracji. Mogą przychodzić rozproszenia…, ba, to nie takie straszne. Mogą przychodzić myśli nieczyste na Adoracji. Może być trudna. I twoje zmysły nie odczuwają żadnego pokarmu, żadnej pociechy. Ale przecież potęga Adoracji tkwi nie w skupieniu zmysłów, ale w skupieniu woli. A skupienie woli jest już w samym geście twego bycia przed Panem. To już jest skupienie woli, że tu jesteś…
Nigdy nie stanie się Jezus powiernikiem Twojej duszy, jeżeli tutaj przy Nim nie będziesz. To prawda, że masz w życiu dużo obowiązków. To prawda, że przytłacza się troska o dzieci, kłopoty w pracy, może nawet ci wymówili pracę, może nawet ją straciłeś. Są takie osoby w naszym ruchu. To prawda, że w ramach miłości bliźniego obiecałeś coś zrobić. Ale nie będziesz miał siły, jeśli nie będziesz przy Nim trwał, zabraknie ci któregoś dnia wiary twojej. Jeżeli dzisiaj mówimy o kryzysie wiary i na zachodzie i także w naszym polskim społeczeństwie, to mówimy o tym kryzysie wiary dlatego , że kościoły stały się puste, że tak mało kto klęczy przed tabernakulum. Modlitwa jest wyrazem mojej zażyłości z Bogiem. Niech Maryja pomaga nam zrozumieć potrzebę Adoracji.”