Ruch Rodzin Nazaretańskich

Wszystko zdaje się dzielić mnie i Ciebie. Ulituj się nade mną. Przecież ty, Boże ukryty w Eucharystii możesz wszystko.

„ I mam tylko ciebie, Ja, Bóg , który objawiam ci swoją niepojętą miłość w Eucharystii. Ja REALNIE OBECNY, ja, który rządzę światem. Jestem Panem nieba i ziemi, a ty jesteś dla mnie tak bezcenny, że zajmując się całkowicie światem, jednocześnie mogę ci powiedzieć, że mam tylko ciebie.”

Wszystko, co mnie w życiu spotyka, to Ty, Jezu Eucharystyczny mi dajesz, a to, co dajesz, zawsze jest najlepsze.

Kiedy świat wokół się wali, przed człowiekiem mogą się zarysować dwa wyjścia: albo próbować za wszelką cenę oprzeć się na sobie, wykrzesać z siebie siłę i moc do przetrwania, albo szukać oparcia w Bogu i Jego łasce.

Bóg sam w sobie jest zawsze zdumiewający, tylko muszą być oczy, które dostrzegą, oczy wiary, i serce, które zwróci się w uwielbieniu wielbieniu ku tym prawdziwym cudom nadmiaru jakie On czyni. Bo wydaj się  jakby tego wszystkiego było za dużo. Ale przecież ON nie wymierza swojej miłości do mnie. Obdarza mnie w nadmiarze, ufając, że choć trochę stanę w prawdzie, i że kiedyś uwielbię cud Eucharystii, zwracając się do Niego może tymi niezwykłymi słowami: „Godzien jesteś Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć i moc…” (Ap 4,11). On w takim nadmiarze pokazuje swoją chwałę, żebym chociaż trochę z tej chwały złożył u Jego stóp. U stóp przedziwnego Pana wszechświata i wszech czasów, który króluje z wysokości Eucharystycznego ołtarza. Ten Król wszechświata wciąż jest dla mnie za mały. Ten w doczesności jest za mały, i Ten obecny w  Eucharystii – bo moje uczestnictwo w niej jest dalszym ciągiem mojego życia. I nie raz sobie zadaję  pytanie, jak to możliwe, że Ten, który jest Nieskończonością, nie jest dla mnie Kimś wielkim, a akt Jego niepojętej miłości w cudzie eucharystycznym, którego tak często jestem świadkiem, nie dokonał dotychczas we mnie radykalnej przemiany. Przecież jestem dla Niego wszystkim, jest jedynym… Tym, którego On chce poślubić dla swojej wiekuistej chwały.

Życie wewnętrzne prowadzi do przylgnięcia do Chrystusa i w tym sensie życie Eucharystią ma prowadzić do przylgnięcia do Chrystusa Eucharystycznego.
Ma On stawać się dla mnie Kimś żywym. Nie „czymś”, nie celebracją czegoś, co kojarzy się bardziej przedmiotem niż Osobą. Akt wiary daje możliwość „dotknięcia” na ołtarzu samego Boga. Coś wtedy dzieje się we mnie, coś narasta. Moje uczestnictwo w Eucharystii jest połączone z aktami wiary, może być w drodze do świętości stale wzbogacane. Jeżeli Kościół mówi, że wszyscy są powołani do świętości, powinienem sobie uświadomić, że do świętości nie dochodzi się inaczej, jak tylko drogą życia wewnętrznego. Nie ma innego sposobu – chyba że męczeństwo za wiarę.

Żyję w świecie w którym rządzą trzy pożądliwości: pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha żywota. Zbawiający mnie Bóg wie, że jestem narażony na pokusę, by ugrzęznąć właśnie w duchu tego świata, w którejś z tych pożądliwości. On chciałby objawić mi swoją miłość, aby mnie uratować od rożnych grzęzawisk związanych z tymi głównymi nurtami pożądania, które stanowią ludzki dramat. Dlatego ON, Zbawcza Miłość, będzie o mnie walczył, będzie swoją łaską próbował dotrzeć do mego serca, mego umysłu i sprowadzi mnie do kościoła, przed tabernakulum, żeby mówił Mu o swoich trudnościach, dramatach, związanych z tym, co rządzi duchem tego świata. Sprowadzi mnie przed tabernakulum i zamiast bezmyślnie patrzć na ten mały domek, w którym On stał się więźniem dla mnie, będą do Niego mówił. Będę Mu mówił o sobie tak, aby nic przed Nim nie ukrywać, by otworzyć przed Nim – Najdroższym Zbawicielem – to moje biedne, zbrukane serce. I taka modlitwa może Go zachwycić, bo będzie miała w sobie coś z tego czaru modlitwy celnika.

Jeżeli na ołtarzu eucharystycznym rozstrzygają się moje losy, to wszystkie przejawy i szczegóły mojego życia, wszystko, co mnie spotyka, co dotyczy zarówno mojego wnętrza, jak i świata zewnętrznego – mojego mikro-i makroświata – zależy od Jezusa Eucharystycznego. Bywa, że to co przeżywam, co mi się przydarza jest dla mnie trudne, niezrozumiałe, ale widziane w świetle wiary zawsze służy jakiemuś dobru, zawsze ma swój sens. Sens wiadomy Temu, który właśnie teraz, w tym momencie, oddaje swoje życie na którymś z ołtarzy świata, by mnie ratować, zbawić, uświęcić.

Przedmiotem mojej rozmowy z Jezusem Eucharystycznym powinno być to wszystko, co w ciągu dnia tak bardzo wciąga mnie w hałas doczesności i odrywa mnie od Niego, od Jedynego, który mnie kocha i Jedynego, który mnie nigdy nie opuści. Mam próbować nawiązać z Nim, moim Boskim Przyjacielem rozmowę-modlitwę bardzo osobistą i opierając się na niej próbować wejść z Nim w bliską więź. Eucharystia to przecież Ktoś, do kogo zawsze mogę zwrócić moją duszę. A zwłaszcza w czasie eucharystycznego działania Chrystusa mającego przecież tak wielką wagę, że powinno wciąż na nowo mnie zdumiewać. Bo Jezus nie tylko włącza w swoją eucharystyczną Ofiarę moje codzienne nadzieje − aby je przemieniać, przetwarzać i uwznioślać − ale pragnie żeby między mną a Nim tworzył się klimat przyjaźni.

Scroll to Top