Wszystko zdaje się dzielić mnie i Ciebie. Ulituj się nade mną. Przecież ty, Boże ukryty w Eucharystii możesz wszystko.
Ciągle szukasz nas, szukasz mnie Jezu w Eucharystii obecny. ciągle szukasz… żebym pozwolił się w końcu odnaleźć, żebym pozwolił Twojemu miłosierdziu eucharystycznemu całkowicie mnie sobą napełnić.
Mam pozwalać, by Jego eucharystyczna miłość coraz bardziej do mnie docierała; żeby przynosiła mi to, czego najbardziej pragnę, może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Bo przecież jestem stworzony do szczęścia, a mogę je znaleźć tylko w Nim, moim Bogu, który stale sprawuje za mnie Najświętszą Odkupieńczą Ofiarę. I to jest Sakrament-Ofiara. Ale też stale czeka na mnie, czeka na ołtarzu, czeka w tabernakulum. I to jest Sakrament-Ofiara. Obecność, która mogłaby mnie uszczęśliwiać, gdybym jej na to pozwalał.
Zobacz, Ja jestem w twoim życiu Ciszą. Pozostają dla ciebie obecny „Sakramencie Ciszy”. To wszystko co jest w tobie hałasem, zabieganiem, napięciem, zniewoleniem własną wolą przesłania ci Moją obecność w Eucharystii. Twój smutek, niepokój i pośpiech przeszkadzają ci wejść w komunię życia ze Mną – Bogiem żywym w Eucharystii obecnym. Potrzebuję tak bardzo twojej wewnętrznej ciszy. Potrzebuję ciszy twojej woli. Byś nie chciał niczego i nikogo poza Mną. Swój smutek, niepokój i pośpiech, jeżeli otworzysz się na Mnie możesz uczynić materią do odkupienia w Skradnięcie Mojego Miłosierdzia. Oddaj mi swoje zabieganie, napięcia, które niszczą twoją duszę i ciało. I pozwól, bym jeszcze raz wszystko ci przebaczył na ołtarzu dzięki odkupieńczej Ofierze Eucharystii. Bym w ten sposób mógł jeszcze raz cię przekonać, jak bardzo ciebie kocham.
Może nieraz zadaję sobie pytanie: dlaczego na tym świecie jest tyle zła? Dlaczego Pan Bóg jest tu tylko tłem? Przecież On nie chce być tłem. I można by dać odpowiedź: bo to jest moje konkretne zło, a również – bo jest tak mało świętych. Ale dlaczego jest ich tak mało. Bo tak mało ludzi chce zapomnieć o sobie, zostawić siebie dla Boga. To święci zmieniają oblicze świata. Świat istnieje tylko dzięki świętym. To dla nich i przez nich Bóg podtrzymuje go w istnieniu. Ci, którzy Go kochają miłością czystą wypraszają całemu światu niezliczone łaski. Ponieważ – jak mówi święty Jan od Krzyża – odrobina czystej miłości więcej znaczy dla Boga i przynosi więcej pożytku Kościołowi niż wszystkie wszelkie inne dzieła razem wzięte.
A kiedy czuję się bardzo bezradny – nie tylko wobec żywiołów tego świata, ale może jeszcze bardziej wobec własnego braku wiary w spojrzeniu na te, wydawałoby się, tylko doczesne moce i niezrozumiałe ludzkie cierpienie – czyż nie mam prawa błagać Jezusa o miłosierdzie? Błagać, by Jego miłosierdzie rozlewało się nad nami, nade mną przez Eucharystię, która jest Sakramentem wiary. Jezus obecny w Eucharystii – mogą mieć taką nadzieję – będzie chętnie tę wiarę, która gdzieś tam przysypana popiołem rutyny drzemie w mojej głębi, rozniecał.
Serce Boga w świętą Noc pochyliło się nisko, aż do stajenki. Pokora Boga stała się Niebem. Jeśli tej pokorze wychodzimy na spotkanie, dotykamy Nieba, a wówczas i ziemia staje się nowa.
W tę świętą noc z pokorą pasterzy wyruszymy w drogę do Dzieciątka w stajence. Dotknijmy pokory Boga, Jego Serca, Serca Maryi. Niech Jego radość dotknie naszych serc i uczyni świadkami Jego Miłości.
Z modlitwą przy żłobku wszystkim członkom Ruchu Rodzin Nazaretańskich wdzięczności serca życzę – Ks Andrzej Stypułkowski
„ I mam tylko ciebie, Ja, Bóg , który objawiam ci swoją niepojętą miłość w Eucharystii. Ja REALNIE OBECNY, ja, który rządzę światem. Jestem Panem nieba i ziemi, a ty jesteś dla mnie tak bezcenny, że zajmując się całkowicie światem, jednocześnie mogę ci powiedzieć, że mam tylko ciebie.”
Wszystko, co mnie w życiu spotyka, to Ty, Jezu Eucharystyczny mi dajesz, a to, co dajesz, zawsze jest najlepsze.
Kiedy świat wokół się wali, przed człowiekiem mogą się zarysować dwa wyjścia: albo próbować za wszelką cenę oprzeć się na sobie, wykrzesać z siebie siłę i moc do przetrwania, albo szukać oparcia w Bogu i Jego łasce.
Bóg sam w sobie jest zawsze zdumiewający, tylko muszą być oczy, które dostrzegą, oczy wiary, i serce, które zwróci się w uwielbieniu wielbieniu ku tym prawdziwym cudom nadmiaru jakie On czyni. Bo wydaj się jakby tego wszystkiego było za dużo. Ale przecież ON nie wymierza swojej miłości do mnie. Obdarza mnie w nadmiarze, ufając, że choć trochę stanę w prawdzie, i że kiedyś uwielbię cud Eucharystii, zwracając się do Niego może tymi niezwykłymi słowami: „Godzien jesteś Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć i moc…” (Ap 4,11). On w takim nadmiarze pokazuje swoją chwałę, żebym chociaż trochę z tej chwały złożył u Jego stóp. U stóp przedziwnego Pana wszechświata i wszech czasów, który króluje z wysokości Eucharystycznego ołtarza. Ten Król wszechświata wciąż jest dla mnie za mały. Ten w doczesności jest za mały, i Ten obecny w Eucharystii – bo moje uczestnictwo w niej jest dalszym ciągiem mojego życia. I nie raz sobie zadaję pytanie, jak to możliwe, że Ten, który jest Nieskończonością, nie jest dla mnie Kimś wielkim, a akt Jego niepojętej miłości w cudzie eucharystycznym, którego tak często jestem świadkiem, nie dokonał dotychczas we mnie radykalnej przemiany. Przecież jestem dla Niego wszystkim, jest jedynym… Tym, którego On chce poślubić dla swojej wiekuistej chwały.
Życie wewnętrzne prowadzi do przylgnięcia do Chrystusa i w tym sensie życie Eucharystią ma prowadzić do przylgnięcia do Chrystusa Eucharystycznego.
Ma On stawać się dla mnie Kimś żywym. Nie „czymś”, nie celebracją czegoś, co kojarzy się bardziej przedmiotem niż Osobą. Akt wiary daje możliwość „dotknięcia” na ołtarzu samego Boga. Coś wtedy dzieje się we mnie, coś narasta. Moje uczestnictwo w Eucharystii jest połączone z aktami wiary, może być w drodze do świętości stale wzbogacane. Jeżeli Kościół mówi, że wszyscy są powołani do świętości, powinienem sobie uświadomić, że do świętości nie dochodzi się inaczej, jak tylko drogą życia wewnętrznego. Nie ma innego sposobu – chyba że męczeństwo za wiarę.
Żyję w świecie w którym rządzą trzy pożądliwości: pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha żywota. Zbawiający mnie Bóg wie, że jestem narażony na pokusę, by ugrzęznąć właśnie w duchu tego świata, w którejś z tych pożądliwości. On chciałby objawić mi swoją miłość, aby mnie uratować od rożnych grzęzawisk związanych z tymi głównymi nurtami pożądania, które stanowią ludzki dramat. Dlatego ON, Zbawcza Miłość, będzie o mnie walczył, będzie swoją łaską próbował dotrzeć do mego serca, mego umysłu i sprowadzi mnie do kościoła, przed tabernakulum, żeby mówił Mu o swoich trudnościach, dramatach, związanych z tym, co rządzi duchem tego świata. Sprowadzi mnie przed tabernakulum i zamiast bezmyślnie patrzć na ten mały domek, w którym On stał się więźniem dla mnie, będą do Niego mówił. Będę Mu mówił o sobie tak, aby nic przed Nim nie ukrywać, by otworzyć przed Nim – Najdroższym Zbawicielem – to moje biedne, zbrukane serce. I taka modlitwa może Go zachwycić, bo będzie miała w sobie coś z tego czaru modlitwy celnika.
Jeżeli na ołtarzu eucharystycznym rozstrzygają się moje losy, to wszystkie przejawy i szczegóły mojego życia, wszystko, co mnie spotyka, co dotyczy zarówno mojego wnętrza, jak i świata zewnętrznego – mojego mikro-i makroświata – zależy od Jezusa Eucharystycznego. Bywa, że to co przeżywam, co mi się przydarza jest dla mnie trudne, niezrozumiałe, ale widziane w świetle wiary zawsze służy jakiemuś dobru, zawsze ma swój sens. Sens wiadomy Temu, który właśnie teraz, w tym momencie, oddaje swoje życie na którymś z ołtarzy świata, by mnie ratować, zbawić, uświęcić.
Przedmiotem mojej rozmowy z Jezusem Eucharystycznym powinno być to wszystko, co w ciągu dnia tak bardzo wciąga mnie w hałas doczesności i odrywa mnie od Niego, od Jedynego, który mnie kocha i Jedynego, który mnie nigdy nie opuści. Mam próbować nawiązać z Nim, moim Boskim Przyjacielem rozmowę-modlitwę bardzo osobistą i opierając się na niej próbować wejść z Nim w bliską więź. Eucharystia to przecież Ktoś, do kogo zawsze mogę zwrócić moją duszę. A zwłaszcza w czasie eucharystycznego działania Chrystusa mającego przecież tak wielką wagę, że powinno wciąż na nowo mnie zdumiewać. Bo Jezus nie tylko włącza w swoją eucharystyczną Ofiarę moje codzienne nadzieje − aby je przemieniać, przetwarzać i uwznioślać − ale pragnie żeby między mną a Nim tworzył się klimat przyjaźni.